Dzisiaj przyjrzymy się kolejnemu mitowi, według którego Amerykanie to najgrubsi ludzie na świecie. Podobno nigdzie nie ma tyle osób z nadwagą i otyłością co w Stanach. Jak myślicie, ile w tym prawdy?
BMI a nadwaga i otyłość
Na początek wyjaśnijmy sobie, kiedy mówimy o normie, a kiedy o nadwadze czy otyłości. Do określenia prawidłowej wagi ciała używa się BMI – Body Mass Index definiowany jako waga w kg podzielona przez wysokość w metrach do kwadratu. Dla dorosłego człowieka wskaźnik BMI powinien wynosić pomiędzy 18.5 do 24.9. Poniżej tej granicy mam do czynienia z niedowagą. Z kolei wskaźnik pomiędzy 25 to 29.9 oznacza nadwagę, 30-40 otyłość, a powyżej 40 skrajną otyłość.
Otyłość w USA – czy to naprawdę tak poważny problem w Stanach?
Według danych Departamentu Zdrowia USA z 2014 roku (źródło) w Stanach ponad 70% dorosłych waży za dużo! Nadwagę ma około 32% Amerykanów, a jeszcze więcej osób jest otyłych – ponad 38% mieszkańców USA. Ponadto 1 osoba na 13 jest skrajnie otyła, co oznacza wagę utrudniającą normalne funkcjonowanie. Według tych samych danych 1 na 6 dzieci w wieku od 2 do 19 lat również zmaga się z otyłością. I jeszcze jedna niepokojąca informacja – ilość ludzi otyłych zwiększa się drastycznie od lat 80 tych. W 2014 roku w USA ludzi otyłych było 3 raz więcej niż w 1980 roku!
Nadwaga i otyłość w Europie – porównanie
Dla lepszego obrazu problemu porównajmy dane z USA z tymi z Europy z 2014 roku (źródło).
Około 45 % Europejczyków waży za dużo, z czego około 17 % jest otyłych. Najwięcej osób z nadwagą spotkamy na Malcie (55%) Litwie (54%), Łotwie (53%) i w Wielkiej Brytanii (52%). W Polsce około 47% dorosłych ma nadwagę, a 17 % jest otyłych. To teraz porównajcie sobie te statystyki z amerykańskimi. W USA nadwagę ma ponad 70% mieszkańców, w Europie 45%. A dane dotyczące otyłości w ogóle straszą – amerykańskie 38% vs europejskie 17%. Wynika z tego, że USA ma naprawdę poważny problem z nadwagą i co gorsza otyłością.
Dlaczego Amerykanie tyją?
Jasnej i jednej odpowiedzi nie ma. Na problem składa się wiele czynników, a jednym z nich jest ilość spożywanego jedzenia. Mi, jako Europejczykowi, tuż po przyjeździe do USA rzuciły się w oczy ogromne porcje jedzenia, które tutaj są podawane. Je się dużo za dużo. Nawet talerze są większe niż w Polsce. Po kolacji w knajpie mam wrażenie, że ludzie są naładowani jedzeniem “pod korek”. W 2000 roku zjadano dziennie ponad 20% kalorii więcej niż w 1980 roku. W tym ogromne ilości mięsa.
Co jedzą Amerykanie
W parze z ilością często idzie zła jakość. W koszyku zakupowym przeciętnego Amerykanina znajdziecie kilogramy mrożonek, gotowych miksów, zalewanych wrzatkiem kaszek i deserków. Byle było szybko, tanio i wygodnie. A rozmaite E dodają smaku. Jak dla mnie wiele z Amerykańskich produktów jest przesłodzonych i przez to niejadalnych, ale ja nie wyrosłam w tych smakach. Nie byłam nimi karmiona od dzieciństwa. Nie wychowałam się na gofrach z zamrażarki podgrzanych w tosterze i nugetsach z mikrofalówki. Z tych danych wynika, że około 11% diety przeciętnego Amerykanina stanowią fast foody! Patrząc na długie kolejki przed sieciówką hamburgerowni czy donutów w pełni wierzę tym statystykom.
Amerykanie za mało się ruszają
Co ciekawe, większość ze stołujących się klientów nawet nie wysiada z samochodu. Drive thru jest tu dostępne w każdej knajpie. Żeby dostać hamburgera, extra frytki i shake nie trzeba nawet ruszać się z fotela samochodu. I przechodzimy do kolejnego problemu – brak aktywności fizycznej. Amerykanie rusząją się mniej niż Europejczycy. Wynika to częściowo z zagospodarowania terenu – żyje się na przedmieściach i do pracy dojeżdza 30-50 minut, a taki odcinek trudno pokonać rowerem. Zresztą większość dróg nie jest przystosowana na codzienny ruch rowerzystów. Z punktu A do punktu B często można dostać się wyłącznie samochodem. Widzę po sobie. W Polsce do pracy jeździłam 20 minut rowerem, co super odświeżało mi głowę z rana i dodawało energii na 8 godzin przed komuterem. Tutaj muszę dojeżdżać 35 minut ruchliwą autostradą z kubkiem kawy w ręcę, żeby się szybko obudzić. Rower mogę sobie, co najwyżej, zapakować do bagażnika. Inna sprawa, że ponad 80% Amerykanów nie ćwiczy tyle ile powinno, a liczba miejsc pracy, w których pracuje się fizycznie spada. Czyli je się za dużo, więcej niż 30 lat temu, a rusza się znacznie mniej. Efekty widać w liczbach.
Nadwaga u Amerykanów to problem widoczny gołym okiem
Myśleliście, że to kolejny mit? Też tak mi się wydawało. W końcu w TV naoglądałam się amerykaskich filmów i seriali, gdzie próżno szukać osób z nadwagą czy otyłością. No, ale od tego jest telewizja, żeby kreować rzeczywistość, jaką ludzie chcą oglądać a nie przedstawiać realny obraz sytuacji. Zmieniłam zdanie żyjąc pośród Amerykanów i non-stop spotykąc osoby z nadwagą. Wystarczy trochę się rozejrzeć, żeby dostrzec skalę problemu.
Zaskoczeni? Czy tak właśnie widzieliście problem w Ameryce? Dajcie znać w komentarzach.
1 Komentarz
To niestety prawda. Problem polega na ogromnych ilościach jedzenia bardzo kiepskiej wartości odżywczej i wszechobecnym słodzeniu wszystkiego. Tylko w USA chleb ma zawsze słodkawy posmak a poza tym smakuje jak gąbka. Do tego śniadania są złożone głównie z prostych węglowodanów (płatki mocno słodkie, pancakes z dżemem lub syropem klonowym, wafle odgrzewane w toasterze lub bakon z jajkiem). Zawsze kiedy wracamy z wizytą mamy szok żołądkowy bo naprawdę ciężko znaleźć dobrej jakości jedzenie bez chemii i bez sosów na bazie majonezu czy stopionego sera. Ostatnio po wyładowaniu na JKF w Nowym Jorku, jechaliśmy wynajętym samochodem na północ i już strasznie wyglodzeni szukaliśmy czegoś zjadliwego przy autostradzie I95. Przez chyba godzinę nic tylko Dunkin Donuts! W końcu trafił się McDonald. I tu nawet syn, częściowo wychowany w Polsce a tęskniący za Ameryką, nie mógł nic znaleźć. Menu zupełnie inne, wszystko ocieka tłuszczem i serem. Pizze otluszczone w Pizza Hut, nic świeżego, o kanapkach w dobrym chlebku, z warzywkiem i fajnym serkiem czy szynką zapomnij. W szkołach kiedy uczęszczały do nich nasze dzieci nie było nigdy świeżych posiłków przygotowanych na miejscu, kontraktowali z McDonald, Pizza Hut i TexMex. My dawaliśmy dzieciom jedzenie do szkoły bo same tego chciały. W rezultacie na zdjęciach z balu absolwentów córki tylko ona i jedna koleżanka są szczupłe, reszta dziewczyn już w wieku 18 lat z ogromną nadwagą. Koledzy syna nie chcieli u nas jeść bo np warzyw nie zalewałam stopionym żółtym serem a pizzy do domu raczej nie zamawialiśmy. Zachowanie szczuplej sylwetki a tym samym zdrowia to w USA ogromny wysiłek i koszt.