Brak pracowników. Puste półki w sklepach. Kryzys i problemy. Co się dzieje?
Wrzesień 2021. Przed wejściem do supermarketu krzyczy napis: “Hiring! All positions are available! Apply today!”. Taki sam szyld stoi przed restauracją, sklepem z butami i piekarnią. Wszędzie szukają pracowników. Wszędzie brakuje ludzi do pracy. Widać to i w samym sklepie. Półki świecą pustkami, ciężko znaleźć swoje ulubione produkty, chociaż do tego przyzwyczailiśmy się już w czasie pierwszej covidowej paniki. Ale tym razem niedobory widać nie tylko w handlu. Widać i czuć. Śmieci wywożone są z opóźnieniem, bo firma zajmująca się utylizacją nie ma pracowników. Ogródki niekoszone, piekarnie pracujące w krótszych godzinach. Ograniczenia w dostawach towarów, a ostatnio nawet limity w sprzedaży alkoholu na osobę. Nie ma komu pracować, brakuje pracowników. Ogólny niedobór siły roboczej. Obecną sytuację nazwano nawet The Great American Labor Shortage 2021 (Wielki niedobór siły roboczej w Ameryce 2021). Skojarzenie z Wielkim kryzysem z lat 30-tych poprzedniego stulecia (The Great Depression) nie jest przypadkowe. Dlaczego tak się stało?
Próbowałam poszukać przyczyn całej tej sytuacji i powołać się na rzetelne, niepolityczne źródła, ale jest to chyba misja niewykonalna. Media w USA podzielone są na zwolenników i przeciwników obecnej władzy, więc w powiązanych z nimi wydawnictwach, gazetach i stronach www przedstawiane są subiektywne opinie. Nawet, jeśli udało mi się dotrzeć do wypowiedzi jakiegoś doświadczonego ekonomisty, to w zależności w jakim medium jest cytowany, jego słowa podciągane są pod przyjętą retorykę – prezydent dobry albo prezydent zły. Dlatego powoływać się będę jedynie na suche dane, a wszystko inne co tu czytasz, to jedynie moje przemyślenia. Nie twierdzę, że moja opinia to ta jedynie słuszna i wszyscy naokoło mówią bzdury. Moja opinia o tym co się dzieje, to po prostu opinia.
Na początek dane:
Według informacji z biura pracy USA (tu) na rynku dostępnych jest około 10.9 mln miejsc pracy. Osób bezrobotnych mamy w USA około 8,4 mln. Stany Zjednoczone mają ponoć teraz więcej pustych miejsc pracy niż kiedykolwiek w historii. Co 3 mały biznes szuka ludzi do pracy i często zmuszony jest zmniejszać produkcję, lub skracać godziny, bo nie ma kto wykonywać obowiązków.
Brakuje pracowników. Problem dotyczy głównie zawodów związanych z handlem, usługami, opieką, więc tych, gdzie zarabia się średnio lub poniżej średniej. W mojej okolicy widać to w sklepach, restauracjach, na stacjach paliw, przy sprzątaniu i zarządzaniu odpadami. Część z tych zajęć zazwyczaj wykonują licealiści i studenci, więc z początkiem roku akademickiego odchodzą. To akurat normalne, coroczne zjawisko. Nowością jest natomiast brak pracowników do wywozu śmieci czy sprzątania restauracji. Niektórzy winę zrzucają tutaj na (a jakże!) obecnego prezydenta (Joe Biden), którego administracja wprowadziła dodatkowe benefity dla osób bezrobotnych. Doszło do kuriozalnej sytuacji, że niektórym osobom, zatrudnionym na niżej płatnych stanowiskach, po prostu opłaca się zostać bezrobotnym i pobierać zasiłki. Niby bardzo proste wytłumaczenie dlaczego ludzie nie chcą pracować, ale czy aby na pewno? Poza zasiłkami dla bezrobotnych wprowadzono przecież inne zasiłki. Swego czasu, każda Amerykańska rodzina otrzymywała czeki kryzysowe o wartości nawet kilku tysięcy dolarów. Te pieniądze miały wspomóc mieszkańców USA i całą gospodarkę. Jako, że większość Amerykanów wydała je na dobra konsumpcyjne i w obrót wrzucono miliony dolarów, mogły zarobić różne mniejsze i większe firmy. Pieniądz się kręcił, więc gospodarka odżyła i uchroniono przed zamknięciem wiele biznesów, a te ledwo zipiące przez lockdown, mogły odetchnąć. Z jednej strony neguje się zasiłki dla bezrobotnych a z drugiej chwali dodatkową gotówkę w obrocie. Bądź więc tu mądry. To czy to był dobry pomysł wpompowywać tyle pieniędzy zostawiam do dyskusji ekspertom od ekonomii. Ja wiem tylko tyle, że jeśli miałabym wybór iść do pracy, do której chodzę, bo muszę i zarobić $600 tygodniowo, a zostać w domu z dzieckiem i tyle samo pobierać w postaci zasiłku, to nie zastanawiałbym się 2 razy. I wcale się nie dziwię, że jeśli można, ludzie tak wybierają. Tylko czy jest to zdrowe dla społeczeństwa, które uczy się, że nie opłaca się pracować? Nie sądzę. Nie lepiej byłoby te pieniądze przeznaczyć na np. ulgi podatkowe dla pracujących? Tak by więcej zarobionych pieniędzy zostało w portfelu? Ale pewnie jest jeszcze milion innych kruczków o których nie mam pojęcia.
Inna sprawa, że granice dalej pozostają zamknięte, a oznacza to brak turystów. No ale co turyści mają wspólnego z niedoborem pracowników. Ano śpieszę wyjaśniać. Nie czarujmy się, wielu z tzw:” turystów” to emigranci przyjeżdżający do USA na wizie turystycznej, ale pracujący nieleganie. Zatrudniani są głównie przy sprzątaniu, budowlance, do opieki nad dziećmi i osobami starszymi, czasami w sklepach czy restauracjach. W pracach gorzej płatnych, ale i tak kuszących dla obcokrajowców, których często nie chcą podejmować Amerykanie. Teraz nikt nie przyjeżdża i w tych branżach brakuje rąk do pracy. Przypadek? Nie sądzę.
Widzę też inny powód, powiązany z dwoma poprzednimi. Przez ten czas, kiedy szkoły były zamknięte, nianie przyjeżdzające z zagranicy (pracujące legalnie lub nie) stały się niedostępne i ktoś musiał zostawać z dziećmi. I często wybór padał na jednego z rodziców (czytaj mamę). Koszty opieki nad dzieckiem znacznie wzrosły i często nie opłacało się kobietom iść do pracy, tylko po to by większość wypłaty oddać niani. Tym sposobem kolejni pracownicy zostali wykluczeni z rynku pracy. Dziura się powiększyła.
Czwarta sprawa, o której się nie mówi, a która moim zdaniem jest równie ważna, to zmiana w świadomości Amerykanów. Część na pewno boi się choroby i ja się nie dziwię. Szczególnie przy obecnym bałaganie informacyjnym. Inni, w obliczu tych dziwnych wydarzeń przewartościowali swoje priorytety i stwierdzili, że warto więcej czasu poświęcać rodzinie czy pasji. Przecież nie wiadomo co będzie. Takich ludzi też nie brakuje.
We wrześniu kończą się dodatkowe zasiłki dla bezrobotnych, dzieci wracają do szkół. Wszystko wskazuje na to, że powoli zapełniać się będą miejsca pracy. Pod warunkiem, że w grę nie wejdą jeszcze inne czynniki i zawirowania o których nie mamy pojęcia. Pożyjemy zobaczymy. Czas pokaże.
A jak wygląda sytuacja tam gdzie mieszkasz? Też brakuje pracowników?
1 Komentarz
Szanowna Pani
Czy chcemy czy nie, to od polityki nie uciekniemy.Fakt, że w dzisiejszych czasach coraz trudniej poruszać się na tej niwie. Klasyczne pojęcia tracą sens.Ot choćby PiS w Polsce mieniący się prawicą.Może w kwestiach patriotycznych jest to uzasadnione, ale ich podejście do gospodarki jest czysto socjalistyczne. A socjalizm to lewica.
Bezrobocie powiada Pani…Tutaj znów nie da się ominąć polityki. Wielu zależy na tym by króliczka tylko gonić…
Zasiłki, zapomogi i inne dodatki socjalne nie rozwiązują w gospodarce niczego.Wręcz przeciwnie kreują mentalnych niewolników.A co dla polityków najważniejsze, uzależniony elektorat.Sam wpadłem w tę pułapkę po osiedleniu się w Szkocji.Wiem jak ciężko jest się z tego wyrwać. Chwała Bogu udało się. Mam to poza sobą.Taka ciekawostka.Po wejściu na obojętnie którą stronę council’owską (WestLothian, Midlothian,EastLothian itd) wszędzie w rozwinięciu zakładki -„Pay it online”, mamy pod-zakładkę „Housing Benefit Overpayment”.Otóż tak dużo rozdano, wręcz nawciskano tych dopłat mieszkaniowych, że teraz trzeba zwracać te pieniądze.Wszystko wzięło się z tego, ze jako dochód zaczęto traktować wszelkie wpływy na konto bankowe.Nawet kredyt czy stypendium. I nagle okazało się, że ludzie mają za dużo pieniędzy i trzeba szybciutko im odebrać. Draństwo polega na tym, że potraktowano wszelkie wpływy na konto jako” Incom Payments” czyli dochody z pracy. Aż dziw, że się za to nie zabrali jeszcze cwani prawnicy. Myślę, że w USA taki numer by nie przeszedł.
Pozdrawiam